Uczyć się z historii — doświadczenia totalitaryzmów XX wieku

Platforma publikacji projektów edukacyjnych poświęconych historii Polski i jej sąsiadów w XX wieku oraz prawom człowieka

Przejdź do nawigacji
Idący Stalin, Rykow, Kamieniew i Zinowjew.
Artykuł

Rosja czy ZSRR a pamięć o nazistowskich zbrodniach

Według amerykańskiego historyka Timothy Snydera wymienne i dowolne stosowanie przez historyków terminów: „Rosja” i „Związek Sowiecki” w odniesieniu do dwudziestowiecznej historii – rozmywa geografię niemieckich i sowieckich zbrodni w czasie II wojny światowej i ułatwia współczesne manipulowanie polityką pamięci.

autor Paweł Mielczarek 
16–03–2019

Recenzując wydaną niedawno książkę Richarda J. Evansa ”The Third Reich at War” (Penguin 2009) Timothy Snyder zwrócił uwagę na kwestię wymiennego stosowania przez autora terminów: Rosja i Związek Sowiecki czy także: rosyjski i radziecki.  Snyder wytknął Evansowi nazywanie Stalina „rosyjskim dyktatorem”, obywateli Związku Sowieckiego – „Rosjanami”, instytucji państwa sowieckiego – „rosyjskimi”, a Armii Czerwonej – „armią rosyjską” i zauważył, iż taka dezynwoltura zaburza obraz historii II wojny światowej. [1]

W odpowiedzi na krytykę Snydera, Evans odrzucił zarzut, jakoby nazywał w swej książce „Rosją” terytoria Białorusi, Ukrainy czy Kaukazu, gdzie toczyły się działania wojenne w latach 1941-1944 czy też określał mianem „Rosjan” ich mieszkańców.  Podkreślił, że gdziekolwiek rozróżnienia te są konieczne – użył ich. [2]

Niemniej, jak stwierdził, podczas wojny, a przecież jeszcze również na długo przed jej wybuchem, Związek Radziecki był powszechnie nazywany zarówno na zachodzie Europy, jak i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej:  „Rosją”. Dla niemieckich oddziałów walczących na froncie wschodnim, żołnierze Armii Czerwonej byli „Rosjanami” (Die Russen). Hitler najechał „Rosję”, Wehrmacht walczył w „Rosji”, a niemieccy mieszkańcy Prus Wschodnich uciekali w 1945 roku przed „Rosjanami”, nie zaś – „Sowietami”.

W rzeczywistości ten językowy stereotyp był wszędzie żywy i powszechny, w szczególności krajach anglosaskich. Tam rozgraniczenie imperium od zamieszkujących je narodów nigdy nie nastąpiło w powszechnej świadomości, ani w odniesieniu do państwa carów, ani do Związku Radzieckiego. Gdy Churchill mówił o: „dzielnych narodach Rosji, które muszą uwolnić się od tyranii daleko gorszej niż władza carów”, miał na myśli narody Związku Sowieckiego. Brytyjscy i amerykańscy dyplomaci, badacze, analitycy i historycy przez cały okres II wojny światowej, a później także podczas zmagań zimnowojennych używali terminów: „Rosja” i „Związek Sowiecki” – wymiennie. Dla Churchilla, Roosevelta, Kennedyego, Reagana czy Thatcher: Rosja i Związek Sowiecki oznaczały jedno i to samo.

Po zakończeniu zimnej wojny, upadku ZSRR i wyłonieniu się ze strefy sowieckiej niepodległych państw: Ukrainy, Białorusi, państw bałtyckich i państw w Azji Środkowej – ta tendencja wcale nie zanikła. W retoryce anglosaskiej – używanej zwłaszcza w kwestiach bezpieczeństwa i związanych z rozszerzeniem NATO – często używano skrótu myślowego: „Rosja”, mając na myśli dawny Związek Radziecki. Szef brytyjskiej dyplomacji – Douglas Hurd – stwierdził w jednym z wystąpień, że nie można przyjąć Polski do NATO, bo wówczas granica sojuszu z Rosją będzie przebiegać na Wiśle. Był to niewątpliwie skrót myślowy, odnoszący się do rosyjskiej strefy wpływów, ale jakże znamienny.

Evans ma zatem rację. Tradycja wymiennego stosowania terminów: „Rosja” i „Związek Sowiecki” oraz ich wszelakich pochodnych jest długa, a występowanie tego zjawiska – powszechne, zarówno w polityce jak i w historiografii.

Pojawia się jednak pytanie: czy historykowi wolno przejść nad taką tradycją do porządku dziennego i bezrefleksyjnie stosować ją w swoim pisarstwie? Wbrew pozorom – nie jest to tylko kwestia terminologii czy historycznej poprawności. Słowa mają znacznie, a język odzwierciedla nasze postrzeganie rzeczywistości. Niedostrzeganie i niedocenianie podobnych rozróżnień ma doniosłe konsekwencje dla naszego obrazu przeszłości. Snyder nie ma wątpliwości pisząc w swej recenzji: kiedy historycy mylą Rosję ze Związkiem Sowieckim – po pierwsze rozmywają geografię niemieckich i sowieckich zbrodni w czasie II wojny światowej, a po drugie – zostawiają czytelnika bezbronnym wobec współczesnej polityki pamięci.

Amerykański historyk, autor głośnej książki o kształtowaniu się narodów i nacjonalizmu oraz konfliktach narodowościowych w Europie Wschodniej (Rekonstrukcja narodów. Polska, Ukraina, Litwa, Białoruś 1969-1999, Sejny 2006) jest być może szczególnie uwrażliwiony na tę kwestie i nie pierwszy raz zabiera w niej głos. W opublikowanym (w lipcu 2009) artykule „Holocaust: ignorowana rzeczywistość”, [3] zwrócił uwagę, że pamięć o dwudziestowiecznych zbrodniach jest bardzo zachodniocentryczna i nieuwzględnia w odpowiednim stopniu tych, którzy ponieśli największe ofiary: narodów Wschodniej Europy.

W centrum zachodniej pamięci o Holocauście znajduje się Auschwitz, gdyż tam ginęli zachodnioeuropejscy Żydzi. Świadectwa o ich cierpieniach takie jak twórczość takich pisarzy, jak: Primo Lewi, Elie Wiesel czy Dziennik Anny Frank – budowały narrację o Zagładzie powszechnie obecną w pamięci Europejczyków. Tymczasem Auschwitz, jako symbol zagłady –  przekonuje Snyder – oznacza pominięcie tych, którzy znaleźli się rzeczywistym centrum Zagłady: Żydów Wschodniej Europy, mieszkańców miasteczek i wsi na wschodzie Polski oraz na terenach sowieckiej Białorusi i Ukrainy, ofiar akcji „Reinhard” – przeprowadzonej na terenie Polski w 1942 roku oraz masowych rozstrzeliwań dokonywanych przez Einsatzgruppen SSoperujących na tyłach frontu wschodniego w 1941 roku.

Ale ta nieobecność Europy Wschodniej i jej mieszkańców w pamięci o wojennych zbrodniach – nie jest charakterystyczna tylko dla zachodniej pamięci, ma także miejsce w pamięci rosyjskiej. Połowa Żydów, którzy zginęli w Holocauście, została zamordowana na terenach Związku Radzieckiego, ale tylko niewielki procent tej liczby w jego rosyjskiej republice. Tymczasem powojenna propaganda sowiecka włączyła żydowskie straty w narrację o sowieckich cierpieniach oraz podkreślała rolę Rosjan, jako grupy narodowościowej, która poniosła największe brzemię wojny i największą ofiarę – pisze Snyder, powołując się na opublikowaną niedawno pracę Yitzhaka Arada (The Holocaust in the Soviet Union, Univeristy of Nebrasca Press, Yad Vashem 2009.)

Oficjalna pamięć sowiecka fałszowała historię, spychała na margines i faktycznie represjonowała pamięci lokalne: Holocaust, pamięć o deportacjach różnych grup etnicznych dokonywanych przez władze sowieckie, zbrodniach popełnianych przez Niemców i Armię Czerwoną czy pamięć o rzeczywistych kosztach wojny, które poniosły takie narody jak: Białorusini czy Ukraińcy. Po upadku ZSRR te pamięci lokalne zaczęły być przywoływane, pielęgnowane, zaczęły kształtować tożsamość nowo powstających państw, a jednocześnie korygować dotychczasową, sowiecką wizję historii.

Ta korekta jednak wcale albo prawie wcale nie dokonuje się w samej Rosji. Dla Putina i Miedwiediewa pamięć o wojnie to przede wszystkim kwestia legitymizacji politycznej. Zmagania Rosjan z pamięcią i manipulowanie nią można było obserwować przy okazji obchodzonych w zeszłym roku rocznic – 64. rocznicy zakończenia II wojny i 70. rocznicy jej rozpoczęcia. W maju prezydent Miedwiediew kilkakrotnie ostrzegał, że jego kraj nie dopuści do wypaczania i fałszowania historii II wojny światowej, które uznał za coraz bardziej „brutalne i agresywne”.

To nastawienie znalazło też swój wyraz oficjalny w powołanej dekretem prezydenckim specjalnej komisji ds. przeciwdziałania próbom fałszowania historii na szkodę interesów Federacji Rosyjskiej. Gdy obradujące w Wilnie Zgromadzenie Parlamentarne OBWE przyjęło 3 lipca rezolucję, w której zrównało zbrodnie nazistowskie i komunistyczne, delegaci Rosji demonstracyjnie opuścili obrady, najpierw próbując zablokować przyjęcie rezolucji i zarzucając jej autorom pomijanie faktu, że to ZSRR poniósł największe ofiary w walce z hitlerowskimi Niemcami i miał największy wkład w wyzwolenie Europy od faszyzmu. Zaś w kilka dni później Rada Federacji Rosyjskiej nazwała rezolucję „obrazą dla narodu rosyjskiego”.
To utożsamienie jest charakterystyczne dla obecnej rosyjskiej narracji na temat II wojny. Sowiecki wysiłek wojenny staje się wysiłkiem rosyjskim, a ofiary Związku Radzieckiego – stają się ofiarami rosyjskimi.

Tymczasem, jak pisze Snyder: „Białoruś oraz Ukraina znajdowały się pod okupacją przez większą część wojny; tak armia niemiecka, jak i sowiecka przeszły przez ich całe niemal terytorium dwukrotnie – nacierając i wycofując się. Armia niemiecka okupowała jedynie niewielką część samej Rosji, a i to przez krótszy czas. Nawet biorąc pod uwagę oblężenie Leningradu i zniszczenie Stalingradu, żniwo wojny wśród rosyjskich cywilów było znacznie mniejsze niż w przypadku Białorusinów, Ukraińców oraz Żydów. Zawyżone rosyjskie wyliczenia dotyczące liczby ofiar wynikają z potraktowania Białorusi i Ukrainy jako Rosji, a Żydów, Białorusinów oraz Ukraińców jako Rosjan. To imperializm męczeństwa – milczące zawłaszczanie terytorium poprzez jawne zawłaszczanie ofiar.” [4]

Przedstawianie zmagań na froncie wschodnim – jako konfrontacji niemiecko-rosyjskiej – jest zatem fałszowaniem historii. To mit, który stworzył Stalin, podtrzymywany po wojnie przez propagandę sowiecką, a obecnie wykorzystywany przez rosyjską politykę historyczną. Stąd owa zastanawiająca i szokująca popularność Stalina w Rosji.

Bez mitu, bez Stalina – mówił Snyder w swym wystąpieniu podczas XVII Debaty Tischnerowskiej  – widać, że Związek Radziecki to nie jest Rosja. I widać, że to zwycięstwo to nie jest tak naprawdę zwycięstwo rosyjskie, ale sowieckie. Widać, że większość ofiar to nie Rosjanie, tylko obywatele radzieccy. Widać przede wszystkim, że Związek Radziecki nie tylko był ofiarą, ale też agresorem tej wojny. [5]

W tej perspektywie zatem, wymienne używanie przez historyków terminów „Rosja” i „Związek Sowiecki” nie powinno być więcej traktowane jak niewinny skrót myślowy i dobrze, że ktoś zwrócił na to uwagę.

Przypisy:

[1] Timothy Snyder, Nazis, Soviets, Poles, Jews, ”The New York of Books”, 3 December 2009.

[2] ”The New York of Books”, 14 January 2010.

[3] Timothy Snyder, Holocaust: ignorowana rzeczywistość, „Res Publica Nowa” nr. 7/2009. Oryginalny tekst był opublikowany w „The New York Review of Books” oraz na portalu „Eurozine”, 16 lipca 2009 roku.

[4] Ibidem

[5] Historia jest ciekawsza niż bajki. Wystąpienie podczas XVII Debaty Tischnerowskiej „Rosja, Polska i wojna”, która odbyła się 24 listopada 2009 w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego.

pm