Uczyć się z historii — doświadczenia totalitaryzmów XX wieku

Platforma publikacji projektów edukacyjnych poświęconych historii Polski i jej sąsiadów w XX wieku oraz prawom człowieka

Przejdź do nawigacji
""
Projekt

Refleksje po wizycie w miejscu pamięci. Natzweiler Struthof – niemiecki obóz koncentracyjny we Francji (Eindrücke nach einer Gedenkstättenfahrt. Natzweiler Struthof: ein deutsches KZ in Frankreich)

autor
Nauczycielka Yvonne Rech
opiekun
Yvonne Rech
lokalizacja
Neunkirchen

Opis projektu

Przyjazd do Struthof:
„Kierowca musi włączyć drugi bieg. Autobus z trudem wjeżdża pod górę pełną zakrętów, stromo wznoszącą się szosą. Na zakrętach otwiera się widok na tonące w soczystej zieleni doliny i gęste lasy na coraz wyższych zboczach środkowych Wogezów. Z naprzeciwka nie nadjeżdża żadne auto, żadne też nie próbuje nas wyprzedzić. Jest środek tygodnia. Turyści pojawiają się tu w weekendy i w okresie ferii, aby odpocząć na Champ du Feu, plateau o wysokości 1110 metrów. Znajdujemy się w regionie sportów narciarskich o międzynarodowej sławie. Zanim jednak urlopowicze dotrą do narciarskich tras lub do Skały Księżniczki Emmy, by się na nią wspinać, muszą przejechać obok dużego białego monumentu, który tkwi na tle malowniczego krajobrazu Wogezów niczym niema skarga.

Z tego miejsca wzrok pada na otoczony drutem kolczastym i wieżyczkami strażniczymi były obóz koncentracyjny Struthof. Obóz jest dobrze ukryty wśród gęstych lasów, w kotlinie otoczonej zboczami Wogezów. O jego smutnej egzystencji wie do dziś zbyt mało osób. Nasz autobus jedzie wolno dobrze utwardzoną drogą. Kiedy na kolejnym zakręcie dostrzegamy w dole po prawej stronie szyny nieczynnej stacji rozrządowej, na której zarasta trawą dawno temu odstawiony pociąg towarowy z zamkniętymi rozsuwanymi drzwiami, sięgam po mikrofon. Zaczynam opowiadać o tym, co działo się na tym dworcu przed niemal 50 laty, o nocnych pociągach, które się tu zatrzymywały, i o więźniach – Niemcach, Lotaryńczykach, Luksemburczykach – przekazywanych nazistowskim strażnikom, a także o uciążliwym marszu przez las do obozu, który dla większości oznaczał wyrok śmierci. Drogi, którą teraz jedziemy, wtedy jeszcze nie było. Została zbudowana przez więźniów obozu w niemym porozumieniu z mieszkańcami Natzweiler. Natzweiler było i jest śliczną wioską z domami o szkieletowej konstrukcji drewnianej i kwiatami w oknach. Właśnie przez nią przejechaliśmy.

Uczniowie prowadzonego przez mnie kursu języka niemieckiego mają po 17 i 18 lat. W wycieczce bierze też udział młodzież z X klasy, w której jestem wychowawczynią. Słuchają z wielką powagą tego, co im referuję na temat Struthofu, dawnego obozu koncentracyjnego w leżącej blisko granicy Alzacji, a potem zadają pytania. Pierwszy raz uczestniczą w takiej wycieczce, ale wiedzą z lekcji, z czym się tutaj zetkną. Jak radzą sobie młodzi ludzie, gdy konfrontuje się ich z ciemną kartą narodowej przeszłości? I jak zachowują się wobec nich dorośli, gdy mowa jest o tej właśnie przeszłości? Mam tu na myśli dziś, czyli 50 lat potem, teraz, które tak bardzo sprzyja obojętnemu wzruszeniu ramion, znudzonemu zamykaniu uszu na tradycyjnych lekcjach historii, owemu: nie mogę już tego słuchać. Groźnie uniesiony palec wskazujący nauczyciela nie udzieli satysfakcjonującej odpowiedzi na niezadane pytanie młodych ludzi o kłamstwo, na którym buduje swą egzystencję pokolenie twierdzące, że o niczym nie wiedziało.”

Spotkanie ze świadkiem historii:
„75-letnia Hilde Schäfer demaskuje to kłamstwo, gdy opowiada, jak trafiła do obozu dla kobiet w Ravensbrück. Zaprosiłam ją do naszej klasy jako świadka historii. W kinach wyświetlana była właśnie Lista Schindlera. Uczniowie dyskutowali o tym filmie z zadumą, a podczas lekcji wciąż powracało pytanie: Dlaczego coś takiego musiało się stać? Przez dwie godziny lekcyjne Hilde Schäfer opowiada o upokorzeniach i biciu, o chłodzie i głodzie, ale także o solidarności między uwięzionymi kobietami i gotowości do niesienia pomocy. Mówi również o swoim późniejszym życiu, o ponownym spotkaniu z rodzicami, uznanymi za zmarłych – o życiu, w którym nie ma już miejsca na normalność. Od tego czasu choruje na płuca, ma bóle pleców i ucieka przed dręczącymi ja po nocach koszmarami sięgając po tabletki nasenne.

Dlaczego bierze na siebie trud podróżowania od szkoły do szkoły? Bo, jak wyznaje, chce młodym ludziom mówić prawdę, by holocaust już nigdy się nie powtórzył. Także dla mnie były to najbardziej przygnębiające lekcje niemieckiego, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Na dwie godziny w bardzo osobisty sposób przybliżono nam przeszłość. Uczniowie nic nie mówią, kiedy Hilde Schäfer żegna się z klasą, z powagą kiwają jej głową na pożegnanie, niektórzy spontanicznie podają jej rękę. Cieszę się, że nie zadają mi żadnych pytań. Nigdy więcej nie rozmawialiśmy o tym przeżyciu. Sądzę, że byłoby to nieodpowiedzialne z mojej strony, gdybym żądała od uczniów zajęcia stanowiska lub wyrażenia własnych odczuć na piśmie.”

Zwiedzanie obozu i jej efekty:
„Autobus zatrzymuje się. Tuż przed nami duży biały monument, znak rozpoznawczy obozu Struthof. Uczniowie spontanicznie przystali na moją propozycję, by odwiedzić obóz koncentracyjny w pobliżu naszej miejscowości. Wiedzą też, że mogą uzewnętrzniać swe reakcje na to, co ich porusza i budzi w nich emocje. Poprosiłam ich o to wcześniej. A więc mają w tym niezwykłym miejscu pisać. Wzięli z sobą przybory do pisania, ale wiedzą, że to zadanie nie jest obowiązkowe, lecz dobrowolne, mogą ponadto swobodnie wybrać temat, formę i język. Wolno również pisać w dialekcie. Przyjechaliśmy zatem na miejsce. Pamiętam, że chcieliśmy wszyscy naraz przejść przez drewnianą bramę wzmocnioną drutem kolczastym, ale w końcu ktoś zdobył się na odwagę i ruszył pierwszy. Także podczas zwiedzania pozostaliśmy w zwartej grupie, słuchając w milczeniu wyjaśnień przewodnika.

Dopiero w baraku-muzeum napięcie trochę opadło i w końcu niektórzy poszli dalej sami. Później w autobusie było bardzo cicho. Niektórzy kończyli pisać to, co zaczęli na miejscu. Inni, z zeszytem na kolanach, dopiero kreślili pierwsze zdania. Tylko kilku uczniów rozmawiało po cichu. Jeszcze inni wyglądali przez okno, nic nie mówiąc i nie życząc sobie, by im przeszkadzano. Prawie wszyscy zamierzają przeczytać tekst przed oddaniem jeszcze raz w domu. Nazajutrz rano na lekcji niemieckiego teksty są czytane na głos, omawiane i uzupełniane. Panuje atmosfera współzawodnictwa, ja ograniczam się tylko do słuchania. Uczniowie pracują samodzielnie, znajdują indywidualny sposób wyrazu. Moim zdaniem, powstały dobre i szczere teksty oraz wiersze (zob. Dokumenty). Kiedy później w pałacu w Saarbrücken towarzyszę uczniom podczas imprezy zorganizowanej z okazji Miesiąca Kultury Żydowskiej i słucham, jak śmiało i z wielką powagą prezentują swoje teksty licznej publiczności (zob. Linki), wiem, że zrozumieli.”

 

 

 

Uczniowie czytają swoje teksty w pałacu w Saarbrücken, Fotografia: Yvonne Rech

Dopisek:
„Ostatnio miałam okazję rozmawiać z kilkoma spośród byłych uczniów. Większość z nich rozpoczęła studia, inni już pracują. Od naszej wizyty w Struthofie minęły prawie cztery lata. Jakie refleksje wywołują w nich dzisiaj wspomnienia stamtąd? Wszyscy uznali taki sposób podejścia do historii współczesnej za słuszny i konieczny. Chcieliby, żeby tego rodzaju projekty były realizowane obowiązkowo we wszystkich szkołach. Podręcznik do historii nie był w stanie przekazać im tego doświadczenia. Simone Keßler, studentka szkoły pedagogicznej i przyszła nauczycielka: ‘Spotkanie ze Struthofem wciąż jeszcze jest we mnie obecne, tyle że dziś oddziałuje na mnie w inny sposób niż wtedy, gdy po prostu oniemiałam i poczułam się bezradna. Od tej pory uważniej obserwuję ludzi i słucham ich z większą wrażliwością, ponieważ w podświadomości nadal czuję strach, że ta forma przemocy może się powtórzyć. I wydaje mi się, że ów strach nie jest bezpodstawny. Obecnie mam praktykę w 8 klasie. Odsetek cudzoziemców w szkole, w której pracuję, jest bardzo wysoki, wysokie jest także bezrobocie wśród rodziców uczniów. Werbalne ataki na dzieci innych narodowości są na porządku dziennym. Ostatnio zauważyłam, że jedna z dziewczynek podczas lekcji rysowała na zeszycie swastyki . Po rozmowie z nią stwierdziłam, że powodem takiego jej zachowania są bezmyślność – także ze strony domu rodzinnego. I to napawa mnie lękiem. Szkoła musi temu przeciwdziałać, w przeciwnym razie Struthof nie będzie historią, nie będzie przeszłością. Z moimi przyszłymi uczniami pojadę kiedyś do Struthofu, nienawiść bowiem powstaje tak naprawdę z niewyjaśnionych lęków”.

Jürgen Metzger, student prawa: O Struthofie myślę bez uczucia przygnębienia. Dla mnie była to okazja do nieuchronnej refleksji. Szkoła musi obowiązkowo oferować takie możliwości. Wtedy po raz pierwszy poczułem się traktowany poważnie. Struthof ma dla mnie coraz większe znaczenie także na tle wątpliwej roli sądownictwa w okresie narodowego socjalizmu. Ciekaw jestem, czy ten temat będzie omawiany podczas moich studiów. Przydałoby się. ”
(Yvonne Rech)

(ak)