Uczyć się z historii — doświadczenia totalitaryzmów XX wieku

Platforma publikacji projektów edukacyjnych poświęconych historii Polski i jej sąsiadów w XX wieku oraz prawom człowieka

Przejdź do nawigacji
Churchill, Roosevelt i Stalin w Jałcie
Artykuł

Polska na granicy wojny i pokoju, Albina Noskowa

Albina Fiedorowna Noskowa, profesor nauk historycznych, wybitny pracownik naukowy Instytutu Słowianoznawstwa Rosyjskiej Akademii Nauk, wypowiada się na temat Stalina, Polski, Armii Krajowej, wydarzeń lat 1943-45 i Powstania Warszawskiego.

Tekst pochodzi z parterskiej strony „Uroki istorii”.

autor Albina Fiedorowna Noskowa. tłumaczenie: Kamila Laśkiewicz 
16–03–2019

„Od dawna zajmuję się najnowszą historią Polski, wybrałam tę specjalizację na uniwersytecie i mimo trudności nigdy nie żałowałam, że zajmuję się tym krajem. Mówię to po to, abyście zrozumieli, że jeśli będę wyrażać jakieś krytyczne uwagi, to będę to robić z punktu widzenia badacza. Naturalnie mój temat jest ściśle związany z osobą Stalina. Dlatego też chciałabym przytoczyć niektóre opinie na jego temat z lat wojny, np. George’a Kennana, radcy ambasady amerykańskiej w Moskwie, wybitnego specjalisty z zakresu polityki zagranicznej USA względem ZSRR: „Sprytny, twardy despota, żądny władzy, niezwykle cyniczny, podstępny i nadzwyczaj trudny partner z jednej strony. Z drugiej – polityk – realista, przezorny, który opanował diabelską sztukę taktyki i wielką sztukę rządzenia. Jeden z najbardziej zadziwiających ludzi na świecie”. Chcę powiedzieć, że w latach wojny ten człowiek był wyłącznie pragmatyczny. Potrafił liczyć, a w polityce tak, jak w matematyce wyższej, liczyć trzeba wiele kroków naprzód.

1944 rok był to czas, gdy strona sowiecka rozwiązywała nie tylko bardzo duże zadania operacyjne. To był czas, w którym ZSRR przystąpił do realizacji swoich planów geopolitycznych. Geopolityczne zadanie Stalina polegało na zapewnieniu bezpieczeństwa krajowi w okresie powojennym. Wówczas nie było bomb atomowych ani broni rakietowej, dlatego też problemy bezpieczeństwa były mocno związane z aspektami terytorialnymi. Stalin jeszcze w 1941 roku podczas spotkania z Edenem w Moskwie określił zadanie ZSRR po pokonaniu Niemiec: stworzenie „pasa bezpieczeństwa” wzdłuż sowieckich granic. Przy tym podkreślał brak związku między tym zadaniem a ustrojem społecznym tych krajów. Lecz czas wniósł poprawki w wiele zamierzeń Stalina. Jedynym, które się nie zmieniło było zapewnienie bezpieczeństwa.

1944 rok to przekroczenie przez Armię Czerwoną przedwojennej granicy polsko-sowieckiej. W jakiej sytuacji znajdował się Stalin na początku 1944 roku? Za plecami miał wielkie zwycięstwa Armii Czerwonej i kwestie wojenne w dużym stopniu określały działania polityczne Stalina. Z kim współpracować w Polsce? To było główne pytanie, które zajmowało Stalina do końca 1944 roku. Zerwanie stosunków doprowadziło do tego, że jeszcze w 1943 roku Churchill wysnuł wniosek odnośnie rządu polskiego: „Ten rząd więcej do kraju nie wróci”.

Problemem, który dzielił ZSRR i Polskę była kwestia granicy. Związek Sowiecki uważał za słuszną obecność Zachodniej Ukrainy i Białorusi w składzie ZSRR. Polska nigdy nie zrezygnowała z tych terytoriów, słusznie uważając, że znalazły się one w granicach ZSRR w wyniku niesprowokowanej agresji. Lecz do tego czasu stało się jasne, że Polska nie dostanie tych ziem. Zdawał sobie z tego sprawę Stanisław Mikołajczyk, premier polskiego rządu, który w marcu 1944 roku wysłał do Polski instrukcję, która zawierała takie słowa: „Trzeba tak rozegrać konflikt o granicę, aby wina za nierozwiązanie go spoczęła na ZSRR”. Churchill: „Mikołajczyk wie, że niczego nie dostanie, ale nie może tego powiedzieć swoim rodakom, ponieważ wtedy okaże się im niepotrzebny”.

Polska opinia publiczna nie pogodziła się z utratą kresów wschodnich. Dlatego też stanowisko Mikołajczyka, który chciał bronić tych terytoriów, korespondowało z nastrojami w społeczeństwie, przy czym nie tylko w elicie politycznej, ale także wśród ludności. Analogicznie, stanowisko Stalina korespondowało z opinią narodu sowieckiego: zjednoczenie Ukrainy Zachodniej i Białorusi uważane było za przywrócenie wspólnego terytorium rozdzielonych narodów. Chociaż terytoria te były sporne, a ludność mieszana.

Stalin przygotowywał się do przekazania władzy siłom, które nie będą wrogie wobec Związku Radzieckiego. Na przełomie lat 1943/44 omawiana była kwestia organizacji Polskiego Komitetu Narodowego. Pomysł narodził się nie w sowieckim kierownictwie, ten pomysł z nieprawdopodobnym wysiłkiem forsował dowódca I Dywizji Piechoty, Zygmunt Berling. Naciskał na Wandę Wasilewską posuwając się nawet do awantur, aby zmusić ją do pójścia do Mołotowa i przekonania go, że należy na terytorium Związku Sowieckiego stworzyć ośrodek, który przejmie władzę. W końcu Wasilewska udała się do Mołotowa i w odpowiedzi usłyszała: „Czy wyście oszaleli? Jeszcze nie czas”.

W tym czasie w Polsce organizowana była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Jednak bez powiadamiania Moskwy wybrany został sekretarz generalny (po zabójstwie dwóch poprzednich) – Władysław Gomułka – człowiek, jak się później okazało, o niezależnych poglądach i twardym charakterze. Tym nie mniej, została utworzona tak zwana Krajowa Rada Narodowa – pod wieloma względami peryferyjny ruch polityczny. Była słaba, podtrzymywana przez poszczególne lewicoworadykalne ugrupowania, ale zbliżanie się armii sowieckiej poprzez rozwój wypadków czyniło właśnie te siły pretendentami do władzy.

W wyniku pobytu członków Krajowej Rady Narodowej w Moskwie, niejednokrotnych spotkań ze Stalinem (nie znalazłam notatek z tych spotkań, nawet wątpię, czy one istnieją, ponieważ bynajmniej nie wszystko było zapisywane; zostały one opublikowane w latach 70. we wspomnieniach polskich uczestników), omawiana była kwestia organizacji właśnie tej struktury, która powita Armię Czerwoną. Mówiąc innymi słowy: Armia Czerwona wkracza na polskie terytorium i nie uznaje struktur podległych polskiemu rządowi emigracyjnemu. To znaczy, że nie ma partnera, choć jest jej on potrzebny.

Czyli powstaje reżim okupacyjny, do czego Stalin nie mógł dopuścić. Rządu emigracyjnego nie uznawano tylko dlatego, że rozumienie interesów narodowo-państwowych przez ten polski rząd i rozumienie przez rząd sowiecki interesów narodowo-państwowych ZSRR różniło się od siebie. Strona polska rościła sobie prawa do Pomorza, Gdańska, polskiego Śląska na zachodzie i granicy z 1921 roku na wschodzie. Stalin natomiast godził się na granicę z września 1939 roku, a na zachodzie na Odrze. Przed wojną Polska miała dostęp do Morza Bałtyckiego o długości około 50 km. Po wojnie według wersji sowieckiej dostęp zwiększałby się do 500 km, Polska uzyskiwała dostęp do zagłębia węglowego, złóż cynku i pokładów uranu.

W Moskwie powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN). W jego skład weszli nie tylko komuniści, ale także ludowcy, demokraci, to znaczy najróżniejsze warstwy elity politycznej. Obecnie bardzo dużo mówi się o tym, że PKWN tworzony był w gabinecie Stalina. Przeglądałam dokumenty tegoż PKWN z przełomu lat 1943-44 – wszystkie dokumenty Wanda Wasilewska odnosiła Stalinowi do gabinetu. Miała bezpośrednie połączenie telefoniczne z gabinetem Stalina. Chcę powiedzieć, że korekty Stalina na tych dokumentach mają inną stylistykę, co potwierdza, że były one pisane przez Polaków: wiele w nich polonizmów.

21 lipca do gabinetu Stalina przyszedł Mołotow i delegacja Krajowej Rady Narodowej. Wtedy też ostatecznie uzgodniony został tekst manifestu i skład tego komitetu. W ten sposób powstała władza sojusznicza. Kiedy patrzę na stosunki sojuszników, a dla Anglii Polska była istotnym sojusznikiem, to widzę, że oni źle odnosili się wobec tego kraju, bez szacunku, nie rozumieli go, chociaż polskie podziemie robiło dosyć dużo w kwestiach wywiadowczych dla Anglików.

Stworzony komitet znajdował się w małym mieście Chełm, niedaleko Lublina. Do tego czasu odbyły się w Londynie trzy spotkania sowieckiego ambasadora Lebiediewa z przewodniczącym Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej Grabskim, a potem także z Mikołajczykiem. Nie potrafili się jednak dogadać: Mikołajczyk do upadłego walczył o granicę, a później, wiecie, że jest takie podejrzenie, że żadna ze stron nie chciała się dogadywać.

22 lipca Armia Czerwona zajęła Chełm, Lublin został wyzwolony 27 lipca, a pomiędzy tymi wydarzeniami, 25 lipca rząd emigracyjny podjął decyzję o powstaniu w Warszawie.

Niedawno ukazała się bardzo ciekawa praca w języku polskim i rosyjskim „Warszawskoje wosstanije w dokumientach sowietskich i polskich spiecsłużb”. Bardzo interesująca książka, która tworzy nowy obraz tego powstania, nieco różniący się od tego, który przez wiele lat istniał w polskim społeczeństwie. To same dokumenty – zeznania uczestników powstania.

Cieszy mnie, że obecnie w polskiej prasie powstała dyskusja o tym, czy uczestnicy powstania nie powinni przeprosić swoich rodaków za śmierć 150 tysięcy cywili. To pytanie zadał uczestnik powstania, generał Ścibor-Rylski. To spowodowało dyskusję w polskiej prasie. „Rzeczpospolita”, jedna z ważniejszych gazet we współczesnej Polsce, opublikowała komentarze historyków. Wojciech Roszkowski uważa, że przepraszać nie trzeba, wszystko było prawidłowo. Inny – Marcin Zaremba stwierdza: „Z przeprosinami spóźnili się o 70 lat”. Wczoraj ukazał się artykuł jednego z najbardziej przeze mnie szanowanych polskich historyków Andrzeja Friszke na ten temat. Nie poruszał kwestii przeprosin, i uważam, że nie ma sensu starać się w ten sposób wyrazić teraz skruchę wobec historii.

Podniósł zasadniczo ważną kwestię, że czas rozliczyć się z mitologizacją tego powstania. Oddaję hołd heroizmowi warszawiaków, temu, że żyli w strasznych warunkach, że ich los był bardzo trudny. Jednak przyjrzyjmy się politycznym celom tego powstania. A cel był wyjątkowo prosty: w sensie geopolitycznym powstanie było skierowane przeciw planom Stalina włączenia Polski w strefę wpływów sowieckich. Plan był następujący: Sowieci wyzwolą miasto, a tu powita ich gotowa władza. Być może czegoś tu nie rozumiem, lecz w każdym przypadku w Polsce powinna być władza przyjazna Związkowi Sowieckiemu.

I ten, kto chciał utrzymać władzę, na przykład król rumuński, zrozumiał, że należy wyprowadzić kraj z wojny i z sojuszu z Niemcami. Zwrócił się on do jednego z kierowników rumuńskiej partii komunistycznej Lucretiu Patrascanu z prośbą, aby nawiązał kontakt z Moskwą, i taki kontakt został zorganizowany. Przyszły członek Biura Politycznego rumuńskiej partii Emil Bonaras zawiózł do Moskwy zapis odezwy króla do Stalina. Rząd emigracyjny nie mógł powrócić w żadnym wypadku.

W marcu 1944 roku głównodowodzący polskich sił zbrojnych generał Kazimierz Sosnkowski wydał rozkaz: „Nie należy stawiać oporu wkraczającym Sowietom. Niech wyzwolą nam Polskę od Niemców. A później się z nimi rozprawimy”. I ten rozkaz w marcu znalazł się na biurku Stalina.

Na konferencji w Jałcie Stalin podniósł kwestię Armii Krajowej i otrzymał zgodę Roosevelta i Churchilla na rzeczywiste zniszczenie tej armii. Żadne dowództwo żadnej armii nie będzie tolerować na tyłach działającej armii zbrojnych formacji, bez podporządkowania ich dowództwu tej właśnie armii. Brakowało zaufania. I nawet gdy polscy dowódcy zgadzali się, ta zgoda nie satysfakcjonowała. Do końca 1944 roku aresztowano i wywieziono do ZSRR około 13 tysięcy polskich żołnierzy i oficerów. 8 tysięcy z nich było z Armii Krajowej.

Statystyki z okresu wojennego nie są pewne, można nimi manipulować. Jednak istnieje jeden dokument z 1950 roku – raport Mołotowa do Stalina o powrocie z obozów i miejsc osiedlenia polskich obywateli internowanych w trakcie oczyszczania tyłów z lat 1944-45. Mówi o liczbie 80 tysięcy. 32 tysiące z nich to obywatele zachodnich terytoriów, którzy zostali powołani do służby w Wermachcie. 15 tysięcy śląskich górników, z których 8 tysięcy odmówiło powrotu do Polski, nazywając siebie Niemcami. W ten sposób za statystykami kryją się nie zawsze zrozumiałe, nie zawsze oczywiste dla nas rzeczy i nie zawsze zrozumiałe działania tych, bądź innych ludzi.

Tragedia Armii Krajowej jest niewątpliwa. Była to organizacja patriotyczna, jednak układ sił był taki, że armia ta nie zdołała wpisać się w niego. I tu tkwi wina wyłącznie polskiego rządu emigracyjnego. Nikt nigdy nie pisał, ani w czasach sowieckich, ani w czasach postsowieckich o tym, że powstanie nie było heroicznym zrywem patriotycznym. Jednak Armia Krajowa w żadnym wypadku nie chciała obecności sowieckiej.

Na koniec, chciałabym przeczytać wam zapis ostatniego dowódcy Armii Krajowej generała Okulickiego z 5 maja 1944 r.: „Los Polski zależy nie od wyników wojny pomiędzy Niemcami a Anglią, ale od wyników decydującej bitwy pomiędzy Niemcami a ZSRR. Pomiędzy tymi dwoma partnerami trzeba wybierać. Nadzieja na to, że oba te państwa wykończą się, a pomiędzy nimi, przy pomocy Anglii, powstanie Polska, to dziecinna fantazja.

Wybór dla mnie, a myślę, że też dla całego narodu polskiego, jest nietrudny i jasny: w walce pomiędzy ZSRR a Niemcami naród polski powinien stać po stronie ZSRR. Od najmłodszych lat, walcząc o niepodległość swojego narodu, w każdym momencie byłem gotów oddać swoje życie w interesach sprawy, pragnę służyć jej i kontynuować walkę do ostatnich sił. W przekonaniu, że zwycięstwo ZSRR powinno dać narodowi polskiemu możliwość życia, rozwoju kulturalnego, gospodarczego i politycznego, napisałem swoje świadectwo i oświadczam, że pragnę pracować dalej. Będzie Polska piękna, to dobrze, niech będzie. Żeby tylko była. Zresztą, to dobrze na nią wpłynie. Wyzwoli i odkryje nowe, do tej pory nieznane siły narodu”.

Bardzo przenikliwy był ten generał.”

Z rosyjskiego przełożyła Kamila Laśkiewicz

(ak)

Portal Uroki istorii