Rosja powinna przejść szkołę myślenia
Natalia Gorbaniewska, poetka, tłumaczka i uczestniczka ruchu dysydenckiego w ZSRR, skomentowała dla portalu „Uroki istorii” datę 23 sierpnia. Tego dnia 70 lat temu został podpisany pakt Ribbentrop–Mołotow.
Wywiad pochodzi z partnerskiej strony „Uroki istorii” prowadzonej przez moskiewski „Memoriał”.
Wybór i tłumaczenie tekstu — Dorota Pazio.
Co się zdarzyło 23 sierpnia 1939 roku
Ta data nie budzi żadnych moich wątpliwości, nie wymaga żadnych wyjaśnień. Dwa reżimy totalitarne, dwaj bandyci, którzy im przewodzili, zawarli porozumienie, które właściwie należałoby nazywać nie paktem Ribbentrop–Mołotow, a paktem Hitler–Stalin. To zapoczątkowało drugą wojnę światową. Hitler miał wolne ręce. 1 września napadł na Polskę, 17 września zgodnie z tajnym protokołem do paktu (o którym społeczność światowa i nikt oprócz wąskiego kręgu jego sygnatariuszy i osób przygotowujących tekst nie wiedział) Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny Polski. Za rok, w 1940 – miałam wtedy 4 lata i już umiałam czytać – dobrze pamiętam jak pochylam się nad gazetami, przypadała pierwsza rocznica „wyzwolicielskiego marszu na Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę”. Tak o tym pisano w gazetach „wyzwolicielski marsz”. To była pierwsza zmiana granic od 20 lat, od 1919 roku, od traktatu wersalskiego (…).
My i oni
Z jednej strony wydaje się to bardzo proste. Ale, z drugiej, to, co proste nie zawsze łatwo można zaakceptować. Wydaje mi się, tak wynika z moich obserwacji, że we współczesnej Rosji wiele osób stara się usprawiedliwić sowiecki reżim i jego działania, przywołując różne argumenty (…). Często ludzie nie kierują się wiedzą historyczną, nawet wówczas, kiedy przytaczają rzekomo historyczne argumenty, powoduje nimi jakiś żal, poczucie jakiegoś uszczerbku, braku – dlaczego nas wszyscy tak obrażają. Kiedy ludzie poczucie tożsamości grupowej, tożsamości „my”, a tym samym i wchodzącego w skład „my” „ja”, identyfikują z reżimem, na wszystko, co ich otacza reagują chorobliwie, wydaje się im, że „nas” bezustannie obrażają. Pamiętam jak było w 1968 roku, nawet ci, którzy sprzeciwiali się inwazji na Czechosłowację, mówili „wprowadziliśmy czołgi”. Pamiętam jak wcześnie rano, kiedy usłyszałam informację TASS w radiu, zadzwoniłam do koleżanki i powiedziałam „wprowadzili czołgi”. (…) Obawiam się, że potrzeba bardzo dużo czasu, aby ludzie uwolnili się od reżimu, poczuli się indywidualnościami, a nie częściami jakiegoś nieokreślonego „my”, które dodatkowo utożsamiane jest z państwem, z reżimem.
Czas
Czas potrzebny jest z prostego powodu. Zawsze powołujemy się na Niemcy (…), zaszły tam wielkie zmiany w świadomości. Nazizm niszczono nie tylko fizycznie, wykorzeniano go też z ludzkiej świadomości. Ale, pamiętajmy, na to trzeba dziesięcioleci. Przy czym przez pierwsze dziesięciolecia, kiedy zmiany zachodziły szybko, proces był nadzorowany przez zachodnie armie okupacyjne, komisje do spraw denazyfikacji, tj. to, czego u nas i nie ma, i być nie może. Do dziś daje o sobie znać spuścizna po tamtych nastrojach, nawet w Niemczech, gdzie wszystko w porównaniu z innymi państwami, zostało przeprowadzone niemalże idealnie. W Austrii w ogóle nie doszło do denazyfikacji. We Francji, gdzie działał kolaboracyjny reżim Vichy, dopiero w ostatnim dziesięcioleciu zaczęto otwarcie mówić, że reżim ten współdziałał z reżimem hitlerowskim przy likwidacji Żydów. Wcześniej mówiono jedynie o tym, co było dobre (rzeczywiście było), o tym, jak ratowano Żydów. Ale o tym, jak francuska policja uczestniczyła w obławach na Żydów, o tym jak rząd francuski decydował o wysyłce pociągów z Żydami, nie mówiono. Stosunkowo niedawno rząd francuski publicznie przeprosił, (…) po 60 latach od zakończenia wojny.
Myślenie o skutkach
Nie powinniśmy myśleć, że zmiana świadomości, jak to miało miejsce w Niemczech, to bardzo proste zadanie. Nie można myśleć, że wszyscy, którzy w rozmowie o 1939 roku wysuwają oskarżenia o falsyfikację i brak patriotyzmu (mówię nie o władzy, lecz o społeczeństwie, o zwykłych ludziach), są łajdakami lub durniami. To w pewnym sensie nieszczęśliwi ludzie, którzy nie mogą z jakiegoś powodu żyć nie utożsamiając się z mocarstwem (…), nie utożsamiając się z reżimem, którego już nie ma. Cokolwiek byśmy dziś nie mówili o reżimie, tego reżimu, nie tylko stalinowskiego, ale i komunistycznego, już nie ma.
Starsze pokolenia jednak, te, które identyfikują się z reżimem, szkodzą młodszym, pragnienie stania się częścią „my” jest zaraźliwe. Widzę dziś młodych ludzi, urodzonych po 1991 roku, którzy uważają się za komunistów. Żeby społeczeństwo wyzdrowiało, potrzebny jest czas. Z jednej strony trzeba uzbroić się w cierpliwość, z drugiej – cały czas trzeba podejmować działania. Kropla drąży skałę. Już tego doświadczyliśmy. W pewnym momencie robiliśmy to, co do nas należało, zupełnie nie myśląc o skutkach. Teraz można myśleć o skutkach. O edukacji, o elementarnej prawdzie historycznej. (…)
Prawda historyczna – w szczegółach
O porozumieniu między Niemcami i ZSRR w Rosji wiedziano od dawna. W samizdacie protokoły tajnego porozumienia i umowy dotyczące przyjaźni i granicy pojawiły się w 1968 roku w tłumaczeniu z angielskiego (…). Oficjalnie zawsze powtarzano, że pakt zawarto po to, aby Związek Radziecki zebrał siły i przystąpił do walki z Hitlerem. Ale, jak wiemy, ZSRR czas ten wykorzystał, aby zaopatrywać Hitlera w żywność, sprzęt, materiały strategiczne. A kiedy Hitler zaatakował, to walka z nim nie była możliwa z wielu powodów, warto przejrzeć książkę Marka Solonina 22 czerwca 1941 czyli jak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana. Te argumenty nie przekonują jednak tych, którzy i dzisiaj twierdzą: Stalin to bohater, pozwolił nam zebrać siły. (…) trzeba oddziaływać za pośrednictwem takich książek jak praca Solonina, jak wiele innych książek o wojnie. Nie ma dziś jednej, jak kiedyś mówiono „powszechnie przyjętej” koncepcji wojny, ani drugiej światowej, ani wielkiej ojczyźnianej. Została ona zachwiana. Ludzie mogą porównywać różne wizje. Przy czym dwaj najwybitniejsi specjaliści w tematyce wojny (…) Wiktor Suworow i Mark Solonin nie we wszystkim się zgadzają, to powinno nauczyć ludzi, że prawda historyczna tkwi w szczegółach, a wyciągnięte wnioski mogą się różnić. Trzeba poznać fakty, a później samodzielnie wyciągać wnioski, które w czymś mogą odbiegać od poglądów Solonina, w czymś od Suworowa, w czymś od Michaiła Mieltuchowa, także wiele uwagi poświęcającego historii drugiej wojny światowej na terytorium Związku Radzieckiego. Mimo wszystko mamy wolność druku. To jest nieporównywalne nawet z rokiem 1989, kiedy wydawało się, że już doszło do wielkich zmian, że można mówić o tym, o czym zawsze milczano. W ciągu ostatnich dwudziestu lat powstało wiele prac o wojnie. Każdy może czytać, wybierać (…) myśleć trzeba jednak samodzielnie. Każdy musi zrozumieć, że czytając nie powinien ślepo powtarzać, czytając powinien myśleć i wyciągać wnioski. To jest najważniejsze, a wielu tego nie potrafi. Nauczą się, ufam. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ludzie w Rosji są głupsi niż gdzie indziej i że nie mogą przejść tej szkoły lektury i myślenia, którą przeszły inne narody.
Zanotowała: Julija Czernikowa
(ak)
http://urokiistorii.ru